top of page
Zdjęcie autoraBoss

A gdy kurz opadnie... Byliśmy w innym świecie, zaledwie 450 km od domu, w Budapeszcie.

Festiwal w Budapeszcie to już przeszłość. Jego kolejny rozdział zakończył się w poniedziałek na kilkanaście minut przed 23:00. Gala była czymś niezwykłym, wręcz nieziemskim i to wcale nie przez poziom artystyczny (choć też!), a przez atmosferę jaka panowała w zbudowanym za komuny budynku jedynego stałego cyrku w Europie Środkowej. Zapraszamy do lektury relacji z tego wydarzenia.

Nie będziemy opisywać po kolei wszystkich występów, ponieważ tym razem każdy miał szansę je obejrzeć zupełnie za darmo dzięki internetowym relacjom LIVE. W poniedziałkowej gali rozdania nagród znalazły się jedynie te numery, które miały zostać później nagrodzone, chociaż nie wszystkie, ponieważ części nagrodzonych numerów nie pokazano w przedstawieniu, a kilkoro artystów, na przykład, swoją drogą genialni, klauni, nie zostali nagrodzeni.


Już od progu widać było, że Festiwal w Budapeszcie stwarza aurę prestiżu, bogactwa, wyjątkowości. Organizacja imprezy przypominała najlepsze festiwale filmowe i tym podobne gale. Obsługa techniczna miała w uszach słuchawki dla sprawnego działania podczas spektaklu, damska część załogi Cyrku Stołecznego nosiła festiwalowe stroje, które były zdecydowanie ładniejsze od tych używanych na co dzień. Zadaniem pań było między innymi donoszenie napojów i przekąsek obradującemu jury i gościom specjalnym. Na pierwszym piętrze zorganizowano wydzieloną strefę VIP z cateringiem i drinkami. W zasadzie zdecydowana większość ludzi na widowni byli to zaproszeni goście. Wśród nich można było zauważyć Don Christiana, Louisa Knie, Jozsefa i Floriana Richterów oraz ich ojca, Rene Casselliego, rodzinę Adam, Amedeo Folco, Sarę Berousek i wiele, wiele innych doskonale znanych postaci cyrkowych.


Trzeba też zauważyć, że tak wielkie przedsięwzięcie nie powiodło by się, gdyby nie cała obsługa Festiwalu, której liczebność w sposób zauważalny zwiększono na czas wydarzenia.


W cyrku można było kupić bogaty zestaw festiwalowy składający się m.in. z szalika i ręcznika, natomiast festiwalowe foldery były dostępne dla wszystkich gości całkowicie za darmo.


Już same te dodatki i otoczenie robią na odwiedzających kolosalne wrażenie. Dodają Festiwalowi splendoru i powagi. Wszystko jest po prostu idealnie.


Publiczność? Wyjątkowa. Praktycznie sami dorośli, artyści nagradzani z klasą i w dobrym guście. Widzowie nie szczędzili braw. Te były rodem z Monte Carlo. Był to też znakomity trening dla zebranej widowni, bowiem dużo numerów było nagradzanych owacjami na stojąco. Te owacje trwałyby jeszcze dłużej gdyby nie były ucinane przez organizatorów, którym zależało na sprawnym przeprowadzeniu gali, trwającej i tak niemal 4 godziny.


Ci, którzy wiedzą o co chodzi, powiedzieliby, że takie imprezy to kółko wzajemnej adoracji. I rzeczywiście w Budapeszcie nie było inaczej. Nie chodzi bynajmniej o artystów, a o zaproszonych gości. Nie od dziś wiadomo, że aby liczyć się na światowych arenach, trzeba mieć znajomości, bez nich w cyrku nie istniejesz. Natomiast z drugiej strony ci ludzie też nie znaleźli się tam przypadkiem. Naprawdę ciężką pracą zasłużyli sobie na to, by chociaż jednego wieczoru spotkać się ze sobą i poświętować. Każdy z gości specjalnych goszczących na tym Festiwalu nie osiągnął "coś", osiągnął bardzo wiele, a wielkie imprezy przyciągają wielkie osobowości.


Występy? Zjawiskowe, oryginalne, wyjątkowe. Każdy z nich zawierał w sobie boski pierwiastek, udowadniał, że cyrk to sztuka najwyższych lotów, znacznie wyższych niż niejeden spektakl teatralny, niż niejeden koncert, niż niejeden balet albo opera. Można powiedzieć jeszcze więcej - te występy były tak niezwykłe, tak spektakularne, że nie zobaczy ich się byle gdzie. Zobaczy je się wyłącznie w ściśle określonych miejscach, ściśle określonych cyrkach i arenach. Wręcz wydaje się, że pozostałe miejsca są niegodne aż tak wielkiej sztuki. Zapamiętajcie dobrze tegoroczny skład Festiwalu, bo jesteśmy pewni, że wkrótce część tych artystów pojawi się w Monte Carlo.


Najjaśniejszą gwiazdą wydarzenia była oczywiście trupa pod dowództwem Kevina Richtera. Publiczność z ekscytacją oczekiwała na wyjście właśnie tych artystów, którzy dziś są bez wątpienia jedną z najbardziej pożądanych grup cyrkowych na świecie. Ci ludzie, dwudziestokilkuletni, już zapisali się w historii cyrku i są młodymi chodzącymi legendami. Gdzie mieliby święcić tryumfy jak nie na swojej, węgierskiej ziemi. Chociaż nawiasem mówiąc znaczną część zespołu stanowią Ukraińcy i Rumuni.


Jednym z najważniejszych momentów Festiwalu był około 15-minutowy epizod przed końcem pierwszej połowy mający formę edukacyjnej prezentacji mającej uświadomić widzom, że zwierzęta towarzyszą ludziom od zarania dziejów, są obecnie w wielu dziedzinach ludzkiego życia, więc dlaczego miałoby ich nie być także w cyrku. W prezentacji biorą udział osoby niepełnosprawne, fizjoterapeuci, przedstawiciele organów państwowych, grupy rekonstrukcyjne, Rudolf Adam ze słynnej dynastii cyrkowej oraz dzieci. Na arenie pojawiają się konie, psy, króliki, chomiki, świnki morskie, sowy i koty. Podczas tego wyjścia w tle na telebimie pojawia się tekst informujący o tym, że jednym z filarów cyrku są pokazy ze zwierzętami, które to zwierzęta mają zapewniony odpowiedni dobrostan oraz opiekę. Wyświetlane są także zdjęcia największych cyrkowych treserów, m.in. Alexandra i Martina Lacey. Całość wystąpienia kończy utwór Michaela Jacksona "Earth song" wykonywany przez orkiestrę, piosenkarzy oraz "chór gospel".


Wizyta na Budapest Circus Festival to jak podróż do innego świata, albo na inną planetę. Są różne wyobrażenia jak powinien wyglądać wzorcowy cyrk, ale ta impreza przewyższa wszystkie te ideały. Na te kilka dni zostało stworzone po prostu cyrkowe niebo w którym nikt nie dziwi się, że do cyrku przychodzi się bez dzieci, w którym goście ubrani są w garnitury, a nie dresy, w którym daje się owacje na stojąco, gra orkiestra, tańczy balet, śpiewają piosenkarze, w którym artysta przeżywa występ tak samo jak publiczność i to widać na jego twarzy, w którym nie ma tandetnych zabawek rozpraszających uwagę, w którym WSZYSCY, absolutnie WSZYSCY przeżywają sztukę cyrkową w sposób ŚWIADOMY, bez jej prymitywnego postrzegania. Taki naprawdę jest cyrk. Wiele osób, także pracujących w cyrkach, a nawet je prowadzących, ma skrzywiony obraz cyrku, nie rozumieją do końca sztuki cyrkowej, nie czują jej, nie mają pomysłu na siebie i cyrk. Jedni powiedzą, że to zwykłe głupoty, a drudzy, ci mądrzejszy, po prostu zrobią sztukę tak jak w Budapeszcie, do tego wejdą do elitarnego grona, zarabiając przy tym znacznie większe pieniądze niż niejeden cyrkowy pseudo - karierowicz. Na szczęście imprezy takie jak Festiwal w Budapeszcie są całkowitym zaprzeczeniem wykoślawionych cyrkowych postaw.

54 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


KMC_-_logo_zdjęcia.png
bottom of page