Wojna paraliżuje cyrki tak jak wirus
Wirus przeminął, przyszła wojna. Obecna sytuacja polityczna na Wschodzie paraliżuje wręcz pracę wielu europejskich cyrków, nie tylko polskich. Bardzo ciężko zebrać teraz wszystko "do kupy" i wyjechać z cyrkiem.
Wojna sprawiła, że wielu artystów zza wschodniej granicy poszukuje pracy. Wśród nich jest mołdawska grupa Cheban, którą z pewnością część kojarzy z Festiwalu Cyrku Zalewski w 2012 roku (akrobacje na dętkach i huśtawce). Pracy poszukuje także wielu ukraińskich artystów.
W związku z taką, a nie inną sytuacją, wiele polskich cyrków ma ogromny deficyt w pracownikach technicznych, co w niektórych przypadkach bardzo utrudnia codzienne przerzuty. Nie wspominając już o artystach, którzy nie dojechali.
Ale problemy odczuwają nie tylko Polacy. Na Węgrzech w ten weekend Richter Florian Cirkusz po raz pierwszy w swojej karierze rozpoczął sezon bez ukraińskiej orkiestry, która nie mogła przyjechać do kraju. Magyar Nemzeti Cirkusz musiał znaleźć muzyków na zastępstwo. Zdecydowana większość węgierskich cyrków, podobnie jak w czasie pandemii, opiera się na węgierskich artystach, którzy są gwarantem niezawodności i tego, że spektakl się nie posypie.
Niemiecki Circus Probst właśnie ogłosił, że potrzebuje dużą ilość pracowników technicznych. Kryzysowa sytuacja związana z Ukrainą sprawia, że sprawami priorytetowymi w urzędach stały się właśnie sprawy ukraińskie. Może to opóźniać wydawanie wiz dla osób innej narodowości. Tak jest na Słowacji.
Trwają ciężkie czasy dla cyrków w Europie. Ale cyrk przetrwał i przetrwa wszystko. Dziś najlepszy cyrk to cyrk oparty na własnej rodzinie w której każdy coś umie.