Minęły cztery lata odkąd polskie cyrki, korzystając z okresu pandemicznego, trochę na wyrost, bo przecież nie miały takiego przymusu, wycofały zwierzęta z aren. Teraz coraz bardziej okazuje się, że Polacy tęsknią za zwierzętami w cyrku i za dawnym klimatem przedstawień...
Skąd takie stwierdzenie? To widać. W tym roku jak na dłoni. Pokaz psów w Cyrku Europa, Bartek i Maks w Cyrku Zalewski, czy nawet "głupia" repryza ze szczurem w Cyrku Arena - w każdym z tych miejsc jest prawdziwy "szał", gdy tylko zwierzęta pojawiają się na oczach widzów. Występ Maksa w "Zalewskim" jest bardzo, bardzo ciepło przyjmowany przez widzów. Można powiedzieć, że to strzał w dziesiątkę w tegorocznym programie tego cyrku. W "Europie" już od kilku sezonów jest wielki rumor, gdy tylko Duet Foryś wychodzi na arenę. W Cyrku Arena za Lusią, która okrąża namiot między sektorami a lożami ciągnie się długi wężyk dzieci, które zbiegają się z całego cyrku tylko po to, by zobaczyć i dotknąć szczura.
Co więcej - coraz śmielej przebijają się opinie widzów, nawet (a może przede wszystkim?) tych z Warszawy, że kiedyś było jakoś lepiej, bardziej klimatycznie, bardziej ciepło, ze zwierzętami... Zdarza się, i to nie jest fejk, że widzowie po zadaniu pytania w kasie jakie są zwierzęta, odchodzą od niej bez zakupionego biletu.
Koronnym, poniekąd trafnym, argumentem jest fakt, że "ze zwierzętami odpada połowa placów". Może faktycznie cyrki bez zwierząt staną na większej ilości placów, tylko co z tego skoro wielokrotnie na tych "zielonych" placach ludzie po prostu nie przychodzą... Czy nie da się zrobić reklamy? Mamy pewne doświadczenie w reklamie w terenie, ale też i w internecie, który jest szczególnie wyczulony na te kwestie. Uwierzcie, z ręką na sercu, że bez podawania tej informacji, totalnie żaden portal w przeciągu ostatnich dwóch lat nie uzależniał opublikowania artykułu o cyrku od informacji, czy występują w nim zwierzęta. Część redakcji nawet narzekała na tak "głupie czasy".
Nie piszemy tego złośliwie, ale NIESTETY, z roku na rok, cyrkom, pomimo angażowania przeróżnych atrakcji i wdrażania przeróżnych koncepcji, coraz ciężej jest zapełnić widownie po brzegi. Jedną z, bo oczywiście nie jedyną, przyczyn tego stanu jest brak zwierząt, które niewątpliwie były i dla wielu wciąż są dużą, a być może nawet największą atrakcją każdego występu.
Czy zatem era zwierząt w polskich cyrkach znów zbliża się do nas? Ciężko powiedzieć. Obecnie jesteśmy raczej bliżej stwierdzenia, że dyrekcje po prostu się boją, ale dajemy sobie rękę uciąć, że gdy jeden cyrk odważy się, a po nim kolejny, to później pójdzie już na zasadzie kuli śnieżnej. Czy to naprawdę muszą być słonie i lwy? Oczywiście, że nie! Gwarantujemy, że wystarczyłoby zaangażować do programu przepiękne, kolorowe papugi lub pokaz lam, kucyków, pięknych kotów tudzież różnorodnych psów, by mieć imponujące wyniki frekwencyjne...
Dobrze byłoby wrócić do tradycji i robić pokazy zdeformowanych ludzi np. bliźniaków syjamskich, karłów itd. :)
Przecież zapełnienie widowni jest najważniejsze!
Świetny artykuł.
Dobrze byłoby wrócić do tradycji na ile to możliwe, a przecież możliwe w dużej części. Występy zwierząt spoza gatunków uznanych za niebezpieczne, mogą przecież do cyrków wrócić Pracy takich zwierząt nie zakazuje ustawa. A właściciele cyrków mogliby zastanowić się nad zmianą dotychczasowego modelu pracy w systemie jednodniowych przedstawień w jednym mieście. Wielokrotnie spotykam się z opinią, że ludzie nie zdążają iść do cyrku, bo już go nie ma, a wczoraj zaledwie widzieli namiot w swoim mieście. Akcje reklamowe nie są doskonałym narzędziem do zapewnienia pełnej frekwencji w jeden wieczór. Zmiana harmonogramów na choćby dwudniowe postoje cyrków znacznie poprawiłaby byt zwierząt ograniczając w sumie ilość transportów, a tym samym korzystnie wpłynąłby na dobrostan o który walczy się dziś absolutnie we wszystkic…