W rodzinnym Cyrku Donnert
- Boss
- 27 minut temu
- 2 minut(y) czytania
Każdego roku odkrywamy jakieś nowe cyrki. W tym sezonie "nowym" cyrkiem okazał się dla nas mały, rodzinny Donnert Cirkusz, który przez całe wakacje postanowił stacjonować w Hajduszoboszlo.
Ten dwumasztowy węgierski cyrk prezentuje numery rodziny Donnert, a także gości zaproszonych w sezon - rodzinę Denvey. Niewątpliwie Donnert Cirkusz ma swój klimat, ponieważ wszystko jest kameralne, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Niewątpliwie też, takie cyrki są potrzebne na prowincji (jaką Hajduszoboszlo nie jest) i w mniejszych miasteczkach do których wielkie węgierskie cyrki nigdy nie dojeżdżają, a w których też mieszkają ludzie, niejednokrotnie dużo bardziej pozytywnie nastawieni do cyrku niż mieszkańcy większych miejscowości. A i bilety są tańsze, czasami nawet "przez pół", więc najnowszy namiot, sprzęt i perfekcyjne oraz duże numery przestają mieć znaczenie, a zaczyna liczyć się chwila spędzona z rodziną oraz atmosfera jaką wytwarza niewielki namiot z kolorowymi światłami ustawiony gdzieś w zaułku węgierskiej puszty.
W rodzinie Donnert prowadzącej cyrk każdy ma jakiś fach w ręku. Dzieci, a więc wnuki dyrekcji, prezentują żonglerkę i akrobatykę napowietrzną. Średnie pokolenie - klauna, a także numery zespołowe takie jak iluzja, lassa, czy rzucanie nożami. Z kolei najstarsze pokolenie prowadzi program, ale też, w przypadku dyrektora Viktora Donnerta - jest najbardziej doświadczonymi artystami. Viktor Donnert prezentuje pokaz piesków oraz rzucanie nożami. Dwa, wydawać by się mogło, stosunkowo proste i umiarkowanie spektakularne numery, ale to w nich jest ukryta cała moc i magia, ponieważ Viktor Donnert robi to całe życie - wszystkie niuanse ma w małym paluszku i to widać na arenie. Te numery są bezbłędne, za każdym razem. Do tego niosą w sobie charyzmę, co czyni je wyjątkowymi na arenie. Czują to też widzowie. Po prostu widać, że do akcji wchodzi stare pokolenie, które wie jak zrobić cyrk nawet z najprostszej rzeczy!
Również klaunada, jak na rodzinny cyrk, zasługuje na uwagę, ponieważ nie jest nachalna, a jest zabawna. Wyjść klauna nie ma też za dużo - są cztery, a prezentowane repryzy niosą ze sobą przekaz i po prostu fajną zabawę. Absolutnie nie ma wstydu!
Ciekawe są też hula hopy wykonywane przez matkę z córką w duecie - rodzina Denvey. Bardzo oryginalny numer, do tego utrzymany na wysokim tempie, ciekawy, wciągający. Kolejny raz dostajemy dowód, że hula hopy nie muszą być zapchajdziurą!
Niewątpliwie na wyróżnienie zasługują także szarfy i numer kowbojski z biczami i lassami. W całym programie usłyszymy wpadającą w ucho tradycyjną muzykę cyrkową co w erze wszechobecnych, niestety, najczęściej zremiksowanych podkładów radiowych, jest bardzo dużym plusem.
Po 1,5 godziny magia Cyrku Donnert opada. Światła gasną, a cała cyrkowa rodzina dziękuje gościom za przybycie w barwnej paradzie. Na koniec jeszcze darmowe zdjęcia z Myszką Miki na arenie dla wszystkich chętnych. Przy wyjściu można kupić świecidełka, popcorn, watę cukrową. Czy widzowie zadowoleni? Tak. Nie przyszli tu przecież ani dla dużego namiotu, ani dla perfekcyjnej choreografii, ani dla numerów pokroju kula śmierci, trapezy, czy słonie. Każdemu wychodzącemu z namiotu spodobało się coś innego - jednym dyrektor Viktor Donnert - prawdziwy człowiek cyrku wykonujący swój zawód z pasją, innym najmłodsze pokolenie próbujące swoich sił na arenie, jeszcze innym przyjazny klaun, komuś wpadła w ucho skoczna muzyka, a inni podziwiali całą rodzinę Donnert za styl życia. Inna klasa cyrku i inne odczucia, ale jedno jest wspólne - obecność prawdziwej sztuki cyrkowej takiej jaka ona jest - czasem kameralna, czasem nastrojowa, czasem chałturnicza, czasem błyszcząca, brokatowa i kolorowa...
コメント