top of page
  • Zdjęcie autoraBoss

Byliśmy w Cirkus Humberto. To był (pozytywny) obłęd!


Wczorajszego wieczoru odwiedziliśmy Cirkus Humberto, który jeszcze tylko do niedzieli stacjonuje w Ostravie. Spektakl obejrzało około 75 % widowni, co przy bardzo symbolicznej reklamie w postaci zaledwie kilku plakatów jest istnym sukcesem. To, co zobaczyliśmy pod namiotem przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Tak blisko polskiej granicy można zobaczyć kompletnie inny świat i cyrk jak z bajki.


Widowisko trwało 3 godziny 15 minut i było to najdłuższe przedstawienie jakie kiedykolwiek do tej pory obejrzeliśmy. Stosując zasadę "od ogółu do szczegółu", skupimy się najpierw na rzeczach ogólnych, a następnie przejdziemy do tych bardziej szczegółowych.


Tego roku Cirkus Humberto świętuje jubileusz 70-lecia działalności cyrku rodziny Navratil. Dlatego też na początku przedstawienia na arenie znajduje się piętrowy tort z cyfrą 70. Widowisko 2021 praktycznie niczym nie różni się od spektaklu 2020. Wiemy jaki był poprzedni sezon, jaki jest ten, a tego roku "Humberto" odwiedza inne miasta niż rok temu. Program wyróżnia całkiem niezła oprawa świetlna podkreślająca poszczególne tricki, spora porcja reżyserii i choreografii, przewijająca się przez całe show, jak również tradycyjna muzyka cyrkowa oraz znane współczesne kawałki przerobione pod wersję orkiestrową.


Przedstawienie łączy tradycyjne punkty programu cyrkowego ze współczesnymi trendami. I tak na przykład całe wydarzenie rozpoczyna się od tańca do pieśni "Bella ciao" w przebraniach nawiązujących do hitowego serialu "Dom z papieru". Gdy ogląda się takie rozpoczęcie przedstawienia cyrkowego, człowieka od razu przechodzą dreszcze. Brawo, brawo i jeszcze raz brawo! Tu jest moc, świeżość, a widzowie są zaskoczeni takim obrotem sprawy.


Widowisko zaczyna się na bogato, bowiem jako pierwsza przed publicznością prezentuje się słynna trenerka zwierząt, Adriana Folco. W jej wykonaniu możemy zobaczyć klasyczny pokaz koni. Zwierzęta są znakomicie ułożone, jak zawsze zresztą w przypadku Adriany, ale należy podkreślić, że jest to zupełnie inny pokaz i inne konie niż te prezentowane jeszcze kilka lat temu, np. w roku 2017 w Budapeszcie. Jednak w całym występie znajdziemy żelazne punkty pokazu koni takie jak piruety i stójki. Nie można zapomnieć o walorach estetycznych tego numeru, bowiem zarówno konie są pięknie przygotowane - mają grzywy obsypane brokatem, jak i Adriana olśniewa swoim śnieżnobiałym strojem. Klasa sama w sobie.


Chwilę potem w zmysłowych akrobacjach na trapezie prezentuje się kolejna artystka, wykonująca swój numer do bardzo znanej piosenki z filmu "Burleska", śpiewanej przez Cher. Podczas tego występu buduje się nastrój, buduje się napięcie. Tricki są coraz bardziej zmyślne, a widzowie biją coraz głośniejsze brawa. Ten numer jest zaprzeczeniem dwóch stereotypowych wizji trapezu wykonywanego w cyrkach - pierwszej - "tradycyjnej", w której to ciągle obserwujemy jak trapez huśta się raz w prawo raz w lewo, a artysta wykonuje na nim numery, jak i drugiej wizji - "pseudo-nowoczesnej" w której to współcześni artyści pretendujący do bycia "nowoczesnym" zamiast pięknych strojów zakładają (czasami tylko) dżinsy, niekiedy podziurawione i wiją się na trapezie jak wąż, robiąc większe zamieszanie niż liczba tricków w ich numerze. Tu tak nie było. Nie było ani jednego, ani drugiego. To było coś, co "otwierało oczy" - wreszcie coś innego, wreszcie coś świeżego i to w dodatku w dobrym guście.


Na arenę wkracza Hynek Navratil junior i rozpoczyna się jeden z najmocniejszych numerów wieczoru - pokaz stójkarski. Hynek to człowiek ze stali, bohater niczym Iron Man, czy Thor. Uwagę zwraca nie tylko jego potężna muskulatura, ale i precyzja z jaką są wykonywane kolejne elementy. Nie ma nic na "pół gwizdka", nie ma żadnego ułatwienia. Tylko siła ludzkich mięśni. Pot leje się strumieniami, ale i widzowie wzniecają coraz większy aplauz. Są głośne oklaski i krzyki. Punktem kulminacyjnym jest moment, gdy Hynek stoi na jednej ręce na stójce, a ta wysuwa się automatycznie do góry. Numer robiący kolosalne wrażenie! Dlaczego jeszcze nie widzieliśmy go na żadnym z festiwali?


Czeszka Franceska Lanik prezentuje pokaz pudli królewskich. Jest to klasyczny numer z psami, który świetnie i miło się ogląda. Zauroczone są nie tylko dzieci, ale i dorośli. Widać świetną więź porozumienia między trenerką, a jej podopiecznymi. Swoje robi też bardzo sympatyczny podkład muzyczny, którego opisać się nie da - trzeba go po prostu usłyszeć. Całość tworzy sielankowy obrazek aż do samego końca numeru.


Myślicie, że pierwsza część widowiska chyli się ku końcowi? Ależ skąd! Na arenie tym razem prezentuje się Ludvik, młodszy z braci Navratil w pokazie z antypodami. Ludvik do swojego pokazu także przemycił wiele współczesnych elementów, jak chociażby podświetlane piłki, którymi żongluje, czy sam kostium. Głównym punktem występu jest piłka skacząca po schodkach aż do koszyka. Trick ten wymaga kolosalnego skupienia i wybitnej koordynacji ruchowej. Nie udaje się za pierwszym razem, ale to nic, bowiem każda kolejna próba tylko rozbudza publiczność, która finalnie aż pieje z zachwytu. Brawo Ludvik!


W pokazie wielbłądów prezentuje się dyrektor cyrku, Hynek Navratil. Karawana złożona zarówno z młodszych jak i starszych osobników dumnie przemierza cyrkową arenę. Jednakowoż nie jest to numer senny, ani monotonny. Wręcz przeciwnie. Dzieje się! Wielbłądy biegają, klękają, kręcą piruety, wychodzą na bandy. Zadyma niczym u Alibaby i czterdziestu rozbójników. Na arenie pojawiają się także lamy. Pałeczkę przejmuje Hynek Navratil junior, który przedstawia widzom zebry. Całość występu kończą pokazy konne.


Pora na jedną z największych atrakcji spektaklu, zamykającą pierwszą część - Amedeo Folco i jego dwie słonice - Sharon i Baby. Publiczność jest wniebowzięta. Każdy filmuje i robi zdjęcia. Przepiękne słonie doskonale wiedzą co robić, nie trzeba im nic pokazywać. Czysty pokaz, idealna współpraca, radość na arenie, tym emanuje ten mini spektakl. Takich występów naprawdę ze świecą szukać w Europie. Amedeo otrzymuje ogromne brawa na końcu swojego występu.


Po przerwie w 20-minutowej największej w Europie Środkowej tresurze 10 lwów prezentuje się Hynek Navratil junior. To czeski Martin Lacey! Genialna prezentacja zwierzaków, nic na siłę. Podczas występu na arenie nie panuje atmosfera grozy, wręcz przeciwnie - jest luźno i wesoło, tak jakby to były zabawy z domowymi kotami. Widać, że Hynek czerpie ogromną radość z wykonywanej przez siebie pracy. Lwy go lubią, tulą się do niego, chętnie wykonują kolejne polecenia. Na arenie ma miejsce nawet przejażdżka motorem z lwem! Publiczność dosłownie szaleje, brawa sypią się co chwilę. Styl w jakim Hynek prezentuje się publiczności i jego kunszt budzą respekt. Całość kończy się, a jakżeby inaczej - położeniem się tresera na leżącym już lwie. Jest to jeden z tych numerów, koło których nie można przejść obojętnie.


Pora na kolejny numer napowietrzny. Tym razem jest to lina pionowa. I znów, tak jak w przypadku trapezu, nie jest to typowa lina w której lina krąży dookoła, a akrobatka wykonuje na niej ewolucje. Nie - lina wisi w miejscu, ale to co się na niej dzieje jest magią. Numery wyróżnia wysoki poziom wykonania jak i ciekawa choreografia. Widać, że widzom bardzo się on podoba. Rozkosz dla oczu. Lina sama w sobie nie jest spektakularnym rekwizytem, ale ten numer udowadnia, że można z nią robić cuda.


A teraz coś, co spośród całej Europy (nie licząc państw na wschód od polskiej granicy) można zobaczyć tylko w Cirkus Humberto - pokaz niedźwiedzi brunatnych. Można rzec, że to powrót do przeszłości. Ale jaki! Numer nie jest ani za długi, ani zbyt nużący, za to niedźwiedzie wykonujące różne tricki do słynnego czardasza, a następnie muzyki rosyjskiej, sprawiają, że czujemy się jakbyśmy byli gdzieś na wsi, albo w Rosji. Ten pokaz to ultratradycyjna sztuka cyrkowa.


Taniec z hula-hoop prezentuje Rumunka Claudie Maracineanu. Pokaz zawiera klasyczne elementy z hula-hopem, nie jest przydługawy i cechuje go wartkość akcji. Zyskuje uznanie publiczności i ogląda się go z wielką ochotą.


I wreszcie numer finałowy - koło śmierci w wykonaniu chilijskich akrobatów z Duetu Warriors. Występ ten zawiera w sobie cechy współczesności przejawiające się chociażby w kostiumach, czy muzyce. Podczas tego wykonu publiczność krzyczy i piszczy, a akrobaci pędzą z zawrotną prędkością, skacząc na skakance, podskakując, wykonując fikołki i chodząc po kole z zamkniętymi oczami. Adrenalina gwarantowana!


Pora na wielki, wielki, ale to naprawdę wielki finał! Świetny remiks piosenki Lady Gagi, finałowy taniec i wielkie owacje na stojąco! Publiczność jest dosłownie wniebowzięta, cały namiot stoi i bije głośne brawa po ponad 3 godzinach spędzonych z artystami. Nikt nie wychodzi. Sami zresztą możecie zobaczyć jak to wyglądało, bo nagraliśmy filmik z tego momentu, który jest dostępny poniżej! Jak widać nie trzeba Monte Carlo, nie trzeba Wiednia, ani Monachium, by kończyć spektakle z owacjami na stojąco. Wystarczy Ostrava gdzieś w środku Europy (i plac pośrodku blokowiska), której sławą daleko chociażby do Krakowa, czy Pragi.


Widzów bawi portugalski Klaun Steven Munoz. Jest to komik bardzo "ułożony" - nie znajdziemy w jego repertuarze przaśnych żartów, za to momentami wyrafinowane gagi. W swoim repertuarze ma między innymi takie repryzy jak boks, auto, mikrofon i iluzję na wesoło. Łączy publikę, bawi małych i dużych, umie zainteresować widza, a zarazem go nie znużyć. Naprawdę miło patrzy się na takich wykonawców. Szacunek i uznanie.


Podczas przerwy widzowie mogą zwiedzić cyrkowy zwierzyniec, odwiedzić 3 różne cyrkowe stajnie, zobaczyć jak Hynek bawi się na wybiegu ze swoimi lwami. Można pogłaskać zebry, wielbłądy i zobaczyć trzy niedźwiedzie na wybiegu. Magia, istna magia.


Warto dodać, że zarówno stajnia Cirkus Humberto jak i foyer zostały wykonane przez polską firmę Kontent. Namiot galowy cyrku ma 32 metry średnicy. Zobaczcie jak wiele da się upchnąć pod szapitem tych rozmiarów. Nie tylko artystów i stanowiska do popcornu, ale i cały zwierzyniec, sektory z plastikowymi krzesełkami, czy też ruchome głowice. ;)


Dyrektor cyrku, Hynek Navratil mówi, że jego cyrk zawsze będzie cyrkiem tradycyjnym, nigdy nowoczesnym, że zawsze, do końca, będzie miał zwierzęta. Czy ma rację? Oczywiście, że ma rację. Dzięki temu "Humberto" ma swoją niepowtarzalną duszę, niesamowity klimat. Jest to cyrk jak z marzeń, aż niepojętym wydaje się, że taki cyrk może być tak blisko Polski, bliżej niż "Krone", "Magyar Nemzeti Cirkusz", czy "Bouglione". Tegorocznym programem "Humberto" naprawdę może bić się o palmę pierwszeństwa z cyrkami rodziny Richterów, a nawet wieloma dużymi niemieckimi.


Już niedługo w naszej galerii pojawi się bogata fotorelacja z występów Cyrku Humberto w Ostravie. Będą także filmy, które uchwyciły wczorajsze magiczne momenty pod namiotem.


A za tydzień rozpocznie się nasza wielka węgierska epopeja. Odwiedzimy trzy węgierskie cyrki w trzech różnych miastach. Będą zdjęcia, relacje, filmy i nie tylko...



264 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
KMC_-_logo_zdjęcia.png
bottom of page