top of page
  • Zdjęcie autoraBoss

W cyrkowym Disneylandzie - Circus Pikard 2022


Odwiedziliśmy austriacki Circus Pikard, który każdego roku w maju stacjonuje w Wiener Neustadt. Nie inaczej jest i tym razem. Cyrkowe miasteczko już z odległości jednego kilometra rzuca się w oczy dzięki trzem białym namiotom ustawionym pod rząd. Ten widok robi wrażenie.


Na placu panuje typowo austriacki porządek. Cały teren jest ogrodzony, strefa prywatna od strefy dla widzów jasno rozdzielone. Wszystkie wozy ustawione są w jednej linii, a pod dwoma namiotami pełniącymi funkcję foyer znaleźć można szereg atrakcji - przejażdżki na kucykach, bufet, stoliki, krzesełka, strefę dla dzieci, sklepik z pamiątkami, popcorn i watę cukrową. Toalety są oczywiście bezpłatnie, a widzowie mogą zakupić, jak co roku zresztą, nowy programek cyrkowy.


Wnętrze jest jeszcze bardziej sympatyczne. Przygrywa delikatna, radosna muzyka cyrkowa, na arenie leżą trociny, wszystkie maszty i kwadropole są owinięte czerwonym materiałem. Sektory bardzo solidne, złożone po części z krzesełek a po części z ławek z oparciami. Warto zwrócić uwagę na obsługę, która nosi bogato zdobione cyrkowe fraki, zdecydowanie podnoszące rangę cyrku. Jednak "gwiazdą" wnętrza jest oczywiście świecący napis "PIKARD". Całość tworzy absolutnie magiczny, stuprocentowo cyrkowy klimat.


Na wstępie musimy zaznaczyć, że tegoroczny program zdecydowanie przerósł nasze oczekiwania. Jest jak Disneyland pod cyrkowym namiotem. Ma mocno musicalowy charakter, pełen jest tańca i dobrej muzyki, a wszystko to połączone z bardzo dobrym nagłośnieniem, grą świateł i oczywiście ciekawymi występami. W Circus Pikard znajdziemy typowo rodzinne numery, dla widzów małych i dużych. Nie ma tu miejsca na chwile grozy, ani ryzykowne numery. Są typowo cyrkowe akty, pełne radości i pozytywnej energii.


Całość otwiera pokaz konia rasy palomino, który grzecznie wykonuje kolejne polecenia trenera. Bardzo piękny, klasyczny występ, który nadaje cyrkowi klasycznego ducha. Zaraz potem ma miejsce wielka parada artystów i powitanie widzów przez dyrektora cyrku Alexandra Schnellera. Gdy tylko wykonawcy zejdą z areny, na trapezie kołowym pojawia się Nathalie. Towarzyszy jej gra na skrzypcach na żywo. Wszystko to razem ze światłami, muzyką i gorącym aplauzem publiczności tworzy niezapomniane, podniebne show.


Po tych emocjach pora na pierwsze wyjście klauna. Jest nim Rumba, typowy, cyrkowy klaun, który jeździł już z "Pikardem" w latach 2009 - 2012. Wraz ze swoim młodym asystentem wciąga widzów do wspólnej zabawy. Każde jego wyjście to osobna opowieść o przygodach klauna mającego nieograniczoną wyobraźnię. Repryzy są dosyć oryginalne, na pewno inne od tych najpopularniejszych, co jest dodatkowym atutem. Publiczność szybko przekonuje się do artysty i dobrze z nim bawi przez kolejne dwie godziny.


Chwilę potem rzecz absolutnie nietypowa - antypody w wykonaniu tria - dyrektora Alexandra oraz Cristiny i Nathalie. Synchronizacja - to słowo klucz tego występu. Alexander towarzyszy dziewczynom przez pierwszą połowę numeru. Następnie przychodzi czas na kobiecy duet, który razem wykonuje konkretne tricki po to, aby na końcu każda z artystek indywidualnie pokazała to na co ją stać. Mamy tu więc do czynienia z gradacją zarówno emocji u widza jak i umiejętności wykonawców. Naprawdę ciekawy, oryginalny występ!


Rene i Sabrina Lutzny wykonują miłosny hand to hand. Numer pełen osobistej relacji, gracji, piękna, stylu i wdzięku. Tak naprawdę na arenie podczas tych kilku minut opowiada się historia miłości tego małżeństwa. Niezwykle nastrojowy numer w który publiczność wczuwa się bardzo mocno i który daje artystom mnóstwo energii - to widać!


Po tym występie i repryzie klauna przychodzi pora na jeden z dwóch najbardziej szalonych i nietypowych numerów programu Circus Pikard. Eddie Carello znany z żonglerki przy użyciu perkusji wbiega na arenę w przebraniu żółwia Ninja i zaczyna żonglować mieczami, a następie kręcącymi się bączkami. Absolutnie oryginalny numer, pokaz wzięty w duży nawias. przebranie żółwia Ninja i muzyka z Kung Fu Pandy? Brzmi kiczowato, prawda? Tymczasem Eddie przedstawia to z takim smakiem, że wychodzi z tego majstersztyk na który publiczność reaguje gorącymi brawami. Takich numerów nam trzeba, oby wreszcie dotarły do Polski!


Kolejny nigdzie indziej niespotykany pokaz - na arenę wjeżdża wielki, ozdobny kwiat. Po chwili otwiera się, a w nim - zjawiskowa kontorsjonistka, która do piosenki Shakiry "Whenever, Wherever" wręcz koncertowo wykonuje kolejne pozy plastyczne. Coś niezwykłego, bardzo oryginalny koncept, nowość, która zaskakuje, do tego świetne, taneczne ruchy i wypracowane tricki. Takie numery ogląda się z przyjemnością!


Pierwszą część programu kończy wielkie show "Welcome to the Jungle" w którym widzowie na początku przenoszą się do dżungli w której mogą oglądać tańce "tubylców", a chwilę potem pod kopułą cyrku pojawia się akrobatka na linie maksykańskiej. Brawurowe tricki to wyznacznik tego numeru. Świetny, energiczny występ, który na długo pozostaje w pamięci widzów. Idealne zakończenie pierwszej części po którym jeszcze bardziej chce się zobaczyć drugą połowę.


Niemiecko - włoska para Alessandro i Cristina otwierają program po przerwie pokazem na linie luźnej. Doświadczeni artyści kolejno prezentują następujące po sobie tricki, a należy pamiętam, że wyczyny na linie luźnej nie należą do najłatwiejszych. Jest w tym pełen profesjonalizm, a przede wszystkim - umiejętność "sprzedania" numeru, co zwłaszcza w dzisiejszych czasach jest niezwykle ważne. Numer na wysokim poziomie, godny austriackiej publiki.


Josy Cassely, mająca doświadczenie nawet w ujeżdżaniu słoni, na arenie "Pikarda" prowadzi tresurę kucyków. Bardzo sympatyczny akt, który jest podobny do tresury kucyków z roku 2019 w Cyrku Korona. Świetny, zwierzęcy przerywnik musicalowego programu.


A teraz element chyba najbardziej ekscentryczny podczas całego programu - świąteczne piosenki, elfy, śnieżynki - tak, to nie pomyłka ani nie reklama weihnachtscircus. To iście świąteczny pokaz - w dodatku napowietrzny na... sankach! Widzieliście kiedyś coś takiego? My nie i dajemy sobie rękę uciąć, że jest to jedyny na świecie napowietrzny pokaz akrobacji na sankach! W jego skład wchodzą liczne elementy typowe dla ewolucji w sieciach. Pomysł dziwny jak na tę porę roku, ale po tych kilku minutach zyskuje uznanie i sympatię widzów. Czyż nie dla takich chwil warto chodzić do cyrku? Aby móc zobaczyć coś nowego, innego, odmiennego od utartych schematów?


Czeski artysta Michal prezentuje numer stójkarski, który został wzbogacony nastrojową, monumentalną wręcz oprawą. I nic w tym dziwnego, bowiem kolejno wykonywane elementy są naprawdę wymagające fizycznie i nie każdy jest je w stanie powtórzyć. Cóż więcej mówić - najlepiej to zobaczyć!


Pora na finałowy numer - pokaz grupowej żonglerki do hitów z lat 90. Na arenie widzimy cały cyrkowy kwiat - tancerki oraz żonglerów. Energia, dynamika, tempo, uśmiech - to nieodłączne elementy tego występu. W kilka minut przed oczami publiczności tworzy się obraz jak z pokazu w Disneylandzie czy też Universal Studio.


Finał również w podobnym stylu - do piosenki "I've had the time of my life". Wydawać by się mogło, że kawałek zupełnie nierytmiczny, jednak tutaj, w Circus Pikard, w połączeniu z choreografią i tańcem, tworzy to niepowtarzalny klimat. Dzisiejszy spektakl został nagrodzony owacjami na stojąco. Nic dziwnego, wart był wydania tych 20, czy nawet 30 euro.


Po tylu latach i po tylu cyrkach trafiliśmy na cyrk absolutnie nieszablonowy, jedyny w swoim rodzaju. Czy lepszy od cyrku Richterów bądź "Krone"? Niekoniecznie. Czy jeden z największych? Też nie. Czy najpopularniejszy? Nie. Ale nie trzeba tego wszystkiego, gdy ma się pomysł na siebie, chęci i zaangażowanie. Wówczas tworzy się dobre rzeczy, nie musząc być wcale tym najlepszym z najlepszych. Polecamy Wam "Pikard", odwiedźcie przy najbliższej okazji!

137 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
KMC_-_logo_zdjęcia.png
KMC_-_logo_zdjęcia.png
bottom of page