top of page

W słynnym cyrku Richterów - relacja z wizyty w Debreczynie

Zdjęcie autora: BossBoss

W drugiej połowie kwietnia wybraliśmy się do Debreczyna, drugiego największego miasta na Węgrzech, by zobaczyć nowe show Magyar Nemzeti Cirkusz, który w tym roku obchodzi jubileusz 30-lecia istnienia. Jak było? Tego dowiecie się w dalszej części artykułu.



Nie będzie odkryciem jeżeli napiszemy, że jak zwykle było fantastycznie. Być może dla niektórych tegoroczne show nie jest aż tak bardzo spektakularne jak 25-lecie podczas którego motory skakały nad głowami publiczności, a żyrafy kłaniały się widzom w lożach, ale spektakl niewątpliwie wykazuje silne dążenia do stylizacji zachodniej - muzyką, reżyserią, doborem numerów.


Warto podkreślić, że oprawa muzyczna została zdecydowanie dopracowana. Orkiestra gra po prostu lepiej, pojawiła się też nowa wokalistka, która śpiewa prawie bez przerwy przez 2 godziny! Wrażenie robi nowy układ świateł, który zdecydowanie lepiej podkreśla show i wpływa na dużo lepszą jakość zdjęć.


Niestety na arenie nie zobaczymy wielkiego zróżnicowania zwierząt. Są konie, psy i papugi. Może nie ilość, ale jakość jest na pewno! Alessio i jego papugi to jakość sama w sobie! Lekkość, harmonia, pogoda ducha i seria barw to cechy wyróżniające ten numer! Można się zakochać i zapomnieć o bożym świecie. Oczywiście nie może zabraknąć przelotu ptaków nad głowami publiczności. Coś pięknego! Widzowie są zauroczeni!


Włoski Duet Jostman przygotował pokaz pudli w zupełnie nowej aranżacji. Numer jest bardzo przyjemny w odbiorze, psy pracują wzorowo i wykonują poszczególne tricki bez najmniejszej trudności.


Nie może być jubileuszu bez legendarnej woltyżerki Trupy Richter prowadzonej przez Jozsefa Richtera juniora. Jak zwykle dominuje styl, gracja i elegancja! Tego roku madziarskość numeru aż kipi! Jest on węgierski w 200 % - zaczyna się dynamicznym Czardaszem, a potem jest tylko lepiej - ludowy taniec, Hungarian Dance No 5 i wielki finał z równie wielką węgierską flagą. Do tego ludowe stroje, typowo woltyżerskie kostiumy i oczywiście tempo, tempo, tempo! Brawo, tego nam trzeba, za takimi numerami tęskni cały świat!


Nie gorszy jest dżygit powstały w wyniku połączenia sił węgierskich i mongolskich. Dominują pozy typowe dla tej dyscypliny, jak również muzyka. Tutaj tempo jest znacznie szybsze niż w przypadku woltyżerki. Inna jest też rasa koni. Idealny koniec pierwszej połowy spektaklu.


Pierwszym wyjściem Jozsefa Richtera jest tresura koni. Aczkolwiek nie tylko koni, bowiem na arenie pojawiają się także kucyki (tresura duży i mały). Jest to nowo opracowany numer, który nawiązuje do klasycznej tresury koni. Świetna oprawa nie tylko świetlna, ale i muzyczna. Jozsef Richter w swoim żywiole! Konie wymagają jeszcze kilku miesięcy treningów, ale już teraz numer ten wygląda godnie. Zawiera także wątki humorystyczne, np. wtedy, gdy jeden z koni nie wbiega do ustawionego okręgu.


Wybitne widowisko wizualne i taneczne prezentuje na arenie kubańska grupa Miami Flow w dwóch numerach - deska i belka rosyjska. W obydwu nie ma mowy o nudzie! Kubańscy artyści prezentują nienaganną urodę, zdolności fizyczne i rewelacyjne, latynoamerykańskie umiejętności taneczne. Ich występy oglądamy z niesamowitą przyjemnością, żałując, że trwają jedynie 5 - 7 minut. Może i poziom trudności tricków Miami Flow nie jest tak wysoki jak w przypadku grupy Kevina Richtera, ale i tak są to umiejętności godne pokazywania w najlepszych cyrkach, czego dowodem są zeszłoroczne występy trupy w Cirque d'Hiver Bouglione.


Pięknem swojego ciała czaruje niezastąpiona Elise Cussadi! To niesamowita kobieta, która prezentuje jeden z najlepszych numerów w tegorocznym programie Magyar Nemzeti Cirkusz. Nieziemska gra orkiestry do piosenki Cher "Welcome to Burlesque", śpiew na żywo, oraz niebiesko - czerwono - pomarańczowe światła! Wszystko to tworzy obraz jak z raju! Widzowie dosłownie rozpływają się na swoich miejscach, a na koniec występu słychać burzę braw wypełniającą całe szapito! Takie przeżycie zdarza się raz na kilka lat!


Drugą część widowiska otwiera klasyczny pokaz na kole śmierci. Dynamiczny, w stylu południowoamerykańskim, oczywiście ze śpiewem na żywo. Numer jak zwykle podnoszący adrenalinę i idealnie wpasowujący się w gusta Węgrów.


Widzów bawi węgiersko - włoski Klaun Christian Folco, który ma dwa wyjścia - z talerzami oraz z psem. Mimo, że nie ma go dużo w programie, to potrafi poderwać widzów do wspólnej zabawy i wywołać uśmiech naprawdę na twarzy każdego widza! Aż chciałoby się, by Christian wrócił do Cyrku Zalewski lub jakiegoś innego polskiego cyrku!


Ludmila prezentuje ogniste (dosłownie) antypody, które na Węgrzech są dosyć rzadko spotykane. Tym większy szacunek dla dyrekcji za zaangażowanie ich w widowisko 2024. Numer nie jest za długi, ale za to bardzo dynamiczny. Świetny punkt na początkową fazę jubileuszowego widowiska.


Czym byłby prawdziwy cyrk bez porządnego rozpoczęcia i finału. W MNC tego roku są obie te rzeczy - długie, taneczno-akrobatyczne powitanie oraz piękny jak zawsze, rodzinny finał. To dwa elementy spinające show w całość, pobudzające widzów, podkreślające każdy z artystów ma swoje miejsce w spektaklu. Spektakl na którym byliśmy, jak wiele innych, zakończył się owacjami na stojąco. Oczywiście zasłużonymi. Brawo MNC, brawo rodzina Richter!


Chyba nie trzeba przekonywać, że tego roku warto odwiedzić Węgierskie Cyrk Narodowy. Warto! I warto razem z nim świętować jubileusz 30-lecia istnienia. Może podczas 2-miesięcznego postoju nad Balatonem?

 
 
 

Comments


KMC_-_logo_zdjęcia.png
logo 8.png
logo 1.png
logo 2.png
logo 5.png
logo 4.png
logo 3.png
logo 6.png
logo 7.png

ALL RIGHTS RESERVED
KMC - KLUB MIŁOŚNIKÓW CYRKU 2008 - 2025

bottom of page