top of page

X-mas show we "Flic Flacu"

Zdjęcie autora: BossBoss


Tej zimy słynny Circus Flic Flac wystawia kilka świątecznych show, m.in. w Dortmundzie. Właśnie to odwiedziliśmy w czwartkowe popołudnie. Przywitało nas typowe flicflacowe miasteczko, z czarnym namiotem i żółtymi akcentami. Trzeba przyznać, że zarówno to jak i wnętrza mają pazur - przykuwają uwagę i są po prostu cool...


Poza napisami i świątecznymi lampkami we foyer, sam spektakl nie zawiera żadnych innych akcentów świątecznych. Zachwyca przede wszystkim perfekcyjną oprawą świetlno - muzyczną, a wielką "robotę" robi ekran LED służący za kurtynę. Tak, to zdecydowanie można nazwać multimedialnym show. Jeżeli ktoś bez tego twierdzi, że ma taki spektakl, po prostu opowiada głupoty.


"Flic Flac" robi wrażenie profesjonalizmem i brakiem poczucia "tymczasowości". Każdy element infrastruktury wygląda solidnie, wręcz jakby był tutaj na stałe i nie ma się wrażenia, że zaraz wszystko się rozpadnie jak tylko siądzie się na sektorze.


Samo show jest oczywiście innowacyjne i stoi na wysokim poziomie, niemniej jesteśmy przekonani, że "Flic Flac" ma w swojej ofercie mocniejsze programy. Grupą, która zdecydowanie zachwycała, jak zawsze, byli Chińczycy - Trupa Akrobatyczna z Shandong - grupowe gry ikaryjskie. Można by się o tym rozpisywać rozdziałami, ale generalnie jak już za coś biorą się chińscy akrobaci, to robią to wybornie. Również w przypadku gier ikaryjskich, gdzie wymagany jest synchron i precyzja. Tu to wszystko jest. Do tego nienaganna akrobatyczna postawa no i po prostu ciężka praca zamiast wyczekiwania na brawa. Ten numer zamyka całe show, a bez niego spektakl byłby zdecydowanie dużo, dużo słabszy. Oczywiście, co typowe dla "Flic Flaca", chińska trupa występuje w nowoczesnych, świeżych kostiumach.


Innym numerem, który robi spore wrażenie jest przedostatni numer - Flyers Valencia. Bardzo dobrzy akrobaci, którzy opanowali także salto na rekwizycie. Pomysłem "na granicy", który ma prawo realizacji tylko w Niemczech i być może jeszcze kilku innych krajach zachodnich, jest praktycznie wyeliminowanie jakiejkolwiek linii melodycznej z występu poza bardzo delikatnym podkładem. Zamiast tego artyści wyposażeni są w mikroporty, słychać ich oddechy i to jak się porozumiewają. Z jednej strony fajny "eksperyment", z drugiej postawiono na budowanie napięcia i pełne skupienie na pracy artysty zamiast na rytmiczność występu, zwiększone tempo dzięki muzyce i ogólną dobrą zabawę przy żywym podkładzie.


W programie są także podwójne trapezy - Flying Stars. Numer mocny. Co ciekawe, jedną z łowitorek jest kobieta. W programie tego numeru są między innymi potrójne salta, ale również poczwórne. Niestety po jednej nieudanej próbie, artyści nie podejmowali kolejnego podejścia. I znów wydawać by się mogło, że wszystko WOW i super, ale znów brakuje melodyczności w występie - kolejny raz reżyser postawił na skupienie widza na konkretnych trickach niż na ogólnym odbiorze numeru jako połączenie umiejętności akrobatycznych i oprawy muzycznej oraz świetlnej.


4-osobowy zespół Space Elements otwiera przedstawienie numerem hand to hand. Bardzo przypomina on występ trupy Aquaman na Festiwalu Cyrku Zalewski. I tutaj już muzyka bardzo pasuje do klimatu stworzonego przez artystów, światła i ledowy ekran. Wszystko ze sobą współgra, co skutkuje dużymi brawami na sam koniec.


Duo Since Moment prezentuje akrobacje na sztrabatach. Bardzo dobrze ogląda się ten numer, przedstawia on oczywiście historię miłosną dwójki ludzi. Nie ma bajerowania, jest pokazany kawał pracy włożony w przygotowanie występu i dużo, dużo siły. Granatowe światła otulają widownię i stwarzają wrażenie intymności. Numer nie za długi, za to bardzo treściwy. Dobrze się go ogląda.


Pierwszą część widowiska zamykają cztery skaczące motory. Teoretycznie bomba i numer wow, ale sposób w jaki zostaje to zaprezentowane - trochę po macoszemu, zaprzecza "wielkiej" sensacji. Może dlatego, że dla "Flic Flaca" to już pewna formalność, a skaczące motory pojawiają się tutaj każdego roku. Cały numer, trwający 4, może 5 minut, polega na tym, że motocykliści wykonują około 3 serie skoków, po czym kłaniają się widzom i zjeżdżają z rampy. Nie ma budowania napięcia, nie ma pompowania balonika, nie ma też jakichś bardzo skomplikowanych skoków. Może dlatego numer ten, pomimo swojej widowiskowości, przechodzi bez większego poruszenia na widowni.


Podobnie jak kilka innych numerów, np. zespół Max 4 Diabolo, który prezentuje dobry wykon, zaczynający się od 3 diabolo, ale wyglądający jakby czegoś w nim brakowało. Na scenie można także zobaczyć uczestników Festiwalu w Monte Carlo - Catwall Acrobats z Wielkiej Brytanii. Przyjemny występ, lekki i pełen energii. Wydaje się, że w Monako był on prezentowany na innym poziomie, z większym smaczkiem, dopieszczeniem, ale może to być nasze subiektywne wrażenie.


Ponadto w programie widzowie zobaczą jeszcze numery solowe - trapez kołowy i stójki. Numery również dopieszczone, ładnie zaprezentowane, ze świetną oprawą, które w każdym innym cyrku robiłyby wielkie poruszenie na widowni. Tutaj, we "Flic Flacu", te występy trochę giną wśród innych, odrobinę podobnych do siebie, ale też i bardziej spektakularnych. Jest również freestyle z piłkami footballowymi, którego oczywiście w Dortmundzie, mieście wielkiej Borussi, zabraknąć nie mogło.


Program prowadzą, a jednocześnie bawią widzów Brytyjczycy - Tyler West i Andy Snatch. Można się zastanawiać, czy dobrym pomysłem jest angażowanie do prowadzenia spektaklu artystów, którzy nie posługują się biegle językiem niemieckim, a zamiast tego używają miejscami języka angielskiego. Panowie są bardzo profesjonalni i sympatyczni, jednak humor prezentowany przez nich jest typowo brytyjski, średnio "kupujący" przeciętnego Niemca, a czasami nawet prymitywny, zarówno z punktu patrzenia niemieckiego jak i polskiego Europejczyka, np. striptiz do spodenek i podkoszulki, zakładanie sobie na głowę gumowej rękawiczki i dmuchanie jej nosem aż pęknie. Jednak doświadczenia w prowadzeniu podobnych imprez nie można odmówić temu duetowi.


Podsumowując - show "Flic Flaca" w Dortmundzie było naprawdę dobre i innowacyjne. Zdecydowanie ciekawe i profesjonalne, aczkolwiek zdarzyło się też w nim sporo nietrafionych decyzji reżyserskich. Być może wynika to już trochęz "przekombinowania", bowiem "Flic Flac" naprawdę pokazał już prawie wszystko, w prawie każdej formie. Z każdym kolejnym rokiem coraz ciężej jest zaskoczyć widza. Show nie rozgrzało niemieckiej publiczności do takiego stopnia jaki można by było oczekiwać, czwartkowa widownia była dosyć ospała w reakcjach.


Poziom widowiska Cyrku Flic Flac są to oczywiście lata świetlne od cyrków polskich, czeskich, czy wielu niemieckich i trochę mniej lat świetlnych od cyrków węgierskich, zwłaszcza od FNC. Zdecydowanie trzeba lubić ten styl, który jest kompletnie inny, oryginalny i nie ma w nim ani grama z cyrku tradycyjnego. Nie bez kozery jednak "Flic Flac" jeździ z kilkoma różnymi spektaklami i zachwyca niemieckich widzów od kilkudziesięciu lat.

 
 
 

Comentários


KMC_-_logo_zdjęcia.png
logo 8.png
logo 1.png
logo 2.png
logo 5.png
logo 4.png
logo 3.png
logo 6.png
logo 7.png

ALL RIGHTS RESERVED
KMC - KLUB MIŁOŚNIKÓW CYRKU 2008 - 2025

bottom of page